Dolecieliśmy z Katmandu do Bangkoku. Sam lot trwał trzy i pół godziny więc na szczęście niezbyt długo. Widoczność była świetna więc mogliśmy jeszcze przez chwilę popatrzeć na Himalaje.
Niestety podczas owego lotu znowu czułem się dosyć mizernie. Kiedy wieczorem dotarliśmy wreszcie do hotelu, w którym się zatrzymujemy podczas każdej wizyty w stolicy Tajlandii czułem się już fatalnie. Wróciła gorączka i zaczęły się sensacje. Nie wiem czy był to nawrót tyfusa czy też mój osłabiony organizm nie wytrzymał i dopadła mnie inna zaraza. W każdym razie kolejne trzy dni dochodziłem do siebie leżąc w łóżku. Nie było wesoło ale na szczęście jakoś przetrwałem i powoli odzyskuję siły.
Dzisiaj rano, po raz pierwszy od przyjazdu wyprawiliśmy się na drobną wycieczkę do ambasady wietnamskiej żeby załatwić wizy.
W drodze powrotnej trafiliśmy w środek protestów antyrządowych, o których media trąbią od 2 miesięcy.
Wiadomo, że od czasu do czasu dochodzi tu do nieprzyjemnych starć i co gorsza zdarzają się ofiary. Jednak z naszej perspektywy atmosfera protestów jest raczej spokojna i posunę się do stwierdzenia festiwalowa. Poza strefami protestów życie w mieście toczy się normalnie i zapewne większość turystów nie ma nawet pojęcia, że coś się dzieje jeśli nie śledzą wiadomości.
Mieliśmy okazję zobaczyć miasteczko namiotowe oraz bazar gastronomiczno/zaopatrzeniowy dla protestujących. To niesamowite jak Tajowie potrafią się świetnie organizować i robić biznes nawet przy okazji takich akcji. Wielkie oczy zrobiłem kiedy tuż przy rozstawionych na ulicy namiotach zobaczyłem stragan z mopami i wiadrami. Na cholerę komuś mop i wiadro podczas manifestacji?
Strefa protestujących, którą oglądaliśmy mieści się w centrum miasta, na handlowej ulicy gdzie po obu stronach stoją wielkie, nowoczesne centra handlowe, stadiony i biurowce. Mimo tego, że ulice są zamknięte, wszystkie sklepy i firmy w okolicy funkcjonują w miarę możliwości normalnie.
Co do protestujących to podziwiamy ich za to, że trzymają się już tyle czasu. Mieszkanie w namiocie rozstawionym na betonie, w trzydziestostopniowym upale przez ponad dwa miesiące jest wyzwaniem nawet dla twardzieli.
Dzisiejsza wycieczka była dosyć krótka bo sił mi nie starczyło na wiele. Mam nadzieję, że będzie już tylko lepiej. Na zwiedzanie Bangkoku się nie nastawiamy bo byliśmy juz tutaj wiele razy i zdjęć zrobiliśmy kilkaset. Poszwędamy się pewnie po uliczkach i bazarach z jedzeniem w miarę moich możliwości.
Tymczasem trzymajcie kciuki :)
Michał, Twój organizm po prostu zrzuca bagaż ostatnich wielu miesięcy. Pozwól mu skończyć i będziesz się cieszył świetnym zdrowiem :)) doktor Skośkiewicz radzi ;)
OdpowiedzUsuń