wtorek, 8 kwietnia 2014

La Fortuna i wulkan Arenal

Wczoraj po południu dotarliśmy do La Fortuny, miasteczka malowniczo położonego, w odległości około 6 km od podstawy wulkanu Arenal.


W 1968 roku wybuch wulkanu zniszczył trzy wioski leżące na zachodnim jego stoku oszczędzając leżące na wschód El Borio, które z tej okazji przemianowano na La Fortunę. Głównymi atrakcjami tego sennego miasta są oczywiście wulkan, wodospad, gorące źródła oraz cała masa narosłych na przemyśle turystycznym atrakcji jak parki linowe, ogród motyli czy przejażdżki konne (jakże popularne skoro konie mają tutaj specjalne parkingi).


My pierwsze kroki skierowaliśmy jednak do knajpy gdzie pierwszy raz od przyjazdu zjedliśmy baaaardzo satysfakcjonujący obiad składający się z sopa ranchero, steku z sosem jalapeno no i chicharones (powinna to być smażona w tłuszczu świńska skórka, my dostaliśmy żeberka, nie mniej i tak było to wyśmienite danie).



Po tak obfitym obiedzie nie pozostało nam nic innego jak urządzić sobie trwającą do wieczora sjestę :)

Natomiast dziś rano, pomni spożytych wczoraj kalorii, ruszyliśmy pieszo do wodospadu La Fortuna. Zajęło nam to około 50 minut ale biorąc pod uwagę że szliśmy w temperaturze powyżej 30 stopnii i cały czas pod górę (mijani wyłącznie przez busy z Amerykańskimi turystami) myślę że udało nam się "pozbyć" wczorajszego obiadu ;) 

Wodospad La Fortuna ma około 70 metrów wysokości i jest chyba jednym z najpiękniejszych jakie widzieliśmy. Woda, bynajmniej nieciepła, stanowiła przyjemną odmianę w stosunku do temperatury powietrza oraz zbawienne orzeźwienie po spacerze. Kaśka skusiła się nawet na dwie kąpiele. Idylliczność tego miejsca zakłócały tylko napływające falami i głośno ekscytujące się wszystkim (nawet stromymi schodami) wspomniane wcześniej amerykańskie wycieczki.





Jedynym rozczarowującym faktem jest to, że za wszystko tutaj trzeba płacić. Za przyjemność kąpieli w wodospadzie skasowano nas po 10$ od osoby. Myśleliśmy że opłata ta pokrywa poruszanie się po strefie parku narodowego, na terenie którego się znajdujemy. Niestety gdy wracając chcieliśmy jeszcze wejść na mniejszy wulkan Cerro Chato okazało się że znowu chcą nas skasować po 10$ za sam fakt że będziemy się wdrapywać na górę przez kolejne 2 godziny. Jako że słońce już mocno przypiekało wypięliśmy na nich nasze białe tyłki.

Fajną sprawą natomiast jest to, że spokojnie można pić tutaj kranówę i że w każdym tutystycznym miejscu można sobie takiej wody nabrać. 

2 komentarze:

  1. Powiem tyle ! Przepięknie tam macie a z opisów wynika ze bardziej wam sie podoba niż Azja :) pozdro mordeczki !
    malik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że jest pięknie. Szkoda, że Was tu nie ma. Moglibyśmy się przeprowadzić całą familią. Piona!

      Usuń