Po przyjeździe od razu udaliśmy się na lokalny targ żeby coś zjeść i trafliśmy na fantastyczne wprost miejsce dla smakoszy. Generalnie impreza polega na tym, że dostaje się wiklinową misę, z którą chodzi się między straganami z mięsem i wybiera się to co się chce zjeść.
Mięso ląduje na grillu, a w międzyczasie wybiera sie dodatki w postaci warzyw, ktore mogą być również grilowane lub podane wpostaci salsy lub sałatki. Do wszystkiego podawane są tortiille i za chwilę przed nami ląduje wielka ilość fantastycznego jedzenia za całe 25 zł. Cóż to była za uczta.
Po takim jedzeniu ledwo mieliśmy siły żeby pospacerować po centrum i zorientować się w okolicy.
Następnego dnia ruszyliśmy zwiedzać Oaxace, która okazała się kolejną perełką na naszej trasie. Architektonicznie jest to miasto parterowych, kolonialnych i współczesnych budyneczków pomalowanych na różne, żywe kolory. Nasz kilkugodzinny spacer prowadził urokliwymi uliczkami gdzie co chwila zatrzymywało nas ciekawe muzeum, galeria sztuki albo piękny kościół.
W ciągu dnia atmosfera miasta jest bardzo leniwa i ludzi prawie nie widać,natomiast po zmroku wszystko ożywa i na ulice wychodzą tłumy ludzi. Otwierają się knajpy, zaczynają grać uliczne zespoły i generalnie panuje atmosfera fiesty. Taka sytuacja wynika zapewne z faktu, iż temperatura w ciągu dnia przekracza 35 stopni Celsjusza natomiast wieczorem spada do przyjemnych 22 stopni. Poza tym znowu szczęśliwie trafiliśmy na kilkunastodniowe obchody z okazji założenia miasta więc mamy okazję uczestniczyć w ciekawych wydarzeniach. Dzisiaj na przykład wysłuchaliśmy fajnego koncertu na lokalnym Zocalo, obejrzeliśmy dwa filmy dokumentalne i zwiedziliśmy parę ciekawych wystaw. Poza tym dobrze podjadamy, pijemy piwko i zwiedzamy dalej.
Fragment akweduktu zbudowanego przez kolonizatorów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz