środa, 16 kwietnia 2014

Samara i okołoświąteczne rodeo

Od trzech dni zbijamy bąki na plaży w Samarze. Jest to niewielka wioska nad brzegiem Pacyfiku. W sumie nie byłoby o czym pisać, no bo w kółko surfing, plaża, słońce i palmy, gdyby nie dotarła do nas wiadomość o rodeo organizowanym dwa razy w roku - przy okazji świąt Wielkanocy i Bożego Narodzenia. Żądni wrażeń udaliśmy się wieczorem we wskazane miejsce by na środku sporego pola znaleźć iście festynowe miasteczko. Budy z piwem i przekąskami, stoiska sprzedające watę cukrową, okulary przeciwsłoneczne, klapki i naszyjniki, gry i zabawy w których wygraną jest pluszowy miś, parkiet do tańca z muzyką disco-latynoameykańską. W środku tego wszystkiego wznosiły się dumnie: sklecone z desek arena i trybuny rodeo. Rozkładowy początek imprezy określony był na godzinę 18, my zapominając że jesteśmy w Ameryce Środkowej stawiliśmy się po 19, pani w kasie powiedziała że impreza zaczyna się o 20, a w sumie zaczęło się po 21.



Jednak warto było czekać, gdyż czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy. Zabawa rozpoczęła się w miarę standardowo (w naszym mglistym wyobrażeniu o rodeo), na środek areny wymaszerowali "ujeżdżacze" byków, ich pomocnicy z czerwonymi płachtami oraz konni ranchero z lassami. Po zmówieniu modlitwy w intencjach raczej zdrowotnych przyszedł czas na pierwszy występ. 


Jak to widzieliśmy w "hamerykańskich" filmach otwiera się bramka z której wypada/wyskakuje byk ujeżdzany przez jakiegoś śmiałka. Jednak po kilku sekundach śmiałek spada z byka i wtedy na arenę wybiegają zwykli zjadacze chleba z widowni i przez kilka dobrych minut są ganiani lub ganiają byka. Jeden z odważnych stracił spodnie gdy kolega podawał mu piwo przez ogrodzenie areny. Na koniec konni ranczero łapią byka na lasso. Po kilku minutach bramka areny otwiera się ponownie i cała zabawa zaczyna się od nowa. 


Niestety słowami nie da się oddać ubawu jaki mieliśmy obserwując ganianych przez byka śmiałków. Mamy wrażenie że to taki lokalny "targ kawalerów" gdyż najzwinniejsi i najsprawniejsi mogli się pochwalić różnorodymi trikami w unikaniu byczych rogów. Przy takiej okazji lokalne panny na wydaniu też mają okazję zaprezentować swoje wdzięki ;)


Sami też doświadczyliśmy odrobiny emocji gdzyż przesiedzieliśmy rodeo na drewnianym ogrodzeniu areny, w które to z impetem walił byk, to rejterowali na nie gonieni przez byka śmiałkowie.


Tymczasem wracamy do słodkiego lenistwa i surfowania na falach. Odezwiemy się za kilka dni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz