piątek, 3 stycznia 2014

Namaste in Mumbai


Po niezbyt długiej, aczkolwiek wyczerpującej podróży dotarliśmy do Mumbaju/Bombaju. Wylądowaliśmy o trzeciej nad ranem i się zaczęło. Na wstępie drobne przepychanki w kolejnych kolejkach: do kontroli paszportowej, do odbioru bagażu, do kontroli bezpieczeństwa bagażu ( bo przecież nie wiadomo co taki turysta wwozi do kraju mimo, że przeszedł już wcześniej 2 kontrole). Mimo kolejek dosyć sprawnie nam poszło, a w międzyczasie poznaliśmy kolegę Sławka z Bochni, z którym wspólnie pojechaliśmy do miasta taksówką. Nasz kierowca zabrał swojego kumpla, żeby mu było raźniej chyba bo przecież trójka białasów mogłaby go zagadać i jeszcze musiałby się męczyć dodatkowo. Przejażdżka trwała około godziny pomimo zerowego ruchu bo nasz szofer niestety nietutejszy i drogi do centrum Mumbaju nie znał. Kilka nawrotek oraz pytań to kolegów z branży i o szóstej rano dojechaliśmy do hostelu. Na miejscu jak na zawołanie otworzyły się kraty w drzwiach i w sumie od razu dostaliśmy pokój-oczywiście za drobną dopłatą bo przecież zameldować się można dopiero od 12:00. Sławek pojechał dalej, a my wreszcie mogliśmy paść na łóżko. Swoją drogą to łóżko to chyba jakieś specjalne dla joginów bo twarde jak wysuszona gleba.
Po kilku godzinach snu/letargu, wzięliśmy zimny prysznic i ruszyliśmy na obchód okolicy. Spodziewaliśmy się mega-syfu, a tu niespodzianka bo syf jest ale nie taki straszny. Widzieliśmy już gorszy np. w Manili. 
Poszliśmy na stację kolejową żeby potwierdzić nasz bilet na pociąg do GOA i niestety się okazało, że tym pociągiem, którym chcieliśmy, nie pojedziemy ze względu na zbyt długą listę oczekujących. Trudno się mówi. Będziemy próbowali innych opcji. Przynajmniej obejrzeliśmy samą stację, która robi duże wrażenie. Victoria Terminus (obecnie CST), wybudowana przez Brytyjczyków w czasach kolonialnych, mimo drobnej "ruinacji "nadal imponuje wielkością i stylem architektonicznym.

Po południu pojechaliśmy do komercyjno-turystycznej dzielnicy Colaba gdzie szwendaliśmy się po uliczkach przy których pełno restauracji, barów, sklepów i straganów z pamiątkami i ubraniami. Odwiedziliśmy Gate of India czyli symboliczną bramę do Indii zlokalizowaną na wybrzeżu oceanu. Widzieliśmy też hotel Taj Mahal, w którym kilka lat temu doszło do krwawego zamachu terrorystycznego. Hotel wybudował słynny Mr. Tata, a historia jego powstania jest ciekawa ze względu na przesłanki jakimi kierował się wspomniany pomysłodawca i sponsor. Pan Tata był rodowitym mieszkańcem Indii i w czasach, których żył, jak wszyscy jego pobratymcy spotykał się z rasistowskim traktowaniem ze strony brytyjskich najeźdźców. Mimo tego, że posiadał ogromny talent do biznesu i osiągał wielkie sukcesy budując finansowe imperium, które do dziś jest potentatem w wielu dziedzinach gospodarki borykał się z problemami codziennymi takimi jak ten, że podczas licznych podróży służbowych nie wpuszczano go do hoteli dla białych. W związku z tym Pan Tata lekko mówiąc wkurzył się i postanowił, że wybuduje najwspanialszy i największy hotel jaki mógł sobie wyobrazić i tak też uczynił. Co ciekawe hotele, które odmawiały mu pobytu w swoich pokojach dawno upadły, a Taj Mahal stoi do dzisiaj i stał się swego rodzaju symbolem Mumbaju.

Chodziliśmy jeszcze chwilę po okolicy ale czuliśmy, że dopada nas znużenie związane ze zmianą czasu, klimatu i otoczenia. Jak na pierwszy dzień i tak było sporo wrażeń. 
Ahoj

PS. Zdjęcia będą później.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz