piątek, 24 stycznia 2014

Varanasi - święte miasto

Varanasi to ostatni przystanek na naszej trasie po Indiach. To podobno najstarsze miasto w kraju i bez wątpienia najbardziej zwariowane w jakim byliśmy. Chodząc po wąskich uliczkach i ghatach ma się czasami wrażenie, że czas stanął w miejscu kilka wieków temu. Tylko wiszące przewody elektryczne działają jak uszczypnięcie i przywracają nas do rzeczywistości. Pielgrzymi z całego kraju przyjeżdżają tu  żeby obmyć swe ciało w wodach Gangesu wierząc, że to przyniesie im zdrowie i dobrą kartę w życiu. Mieszkańcy zbierają się tłumnie na ghatach żeby porozmawiać, pograć w karty, napić się czaju ale też żeby uprać pościel i ubrania w Gangesie czy złapać rybę na obiad. Inni przybywają nad rzekę żeby umrzeć, a ich ciała są palone na stosach drewna. Na każdym kroku jest pełno sprzedawców i można tu kupić prawie wszystko, a także i dobrze zjeść. Na schodach siadają wszyscy (mnisi, pielgrzymi, turyści i mieszkańcy) i obserwują życie toczące się na rzece i jej brzegach. Spotkać tu można Sadhu, którzy palą gańdzie z glinianych fajek i wyglądają jakby nic innego w życiu nie robili tylko siedzieli i palili. Co chwila mijają nas krowy albo kozy, które zjadają wszystko co znajdą na swojej drodze włącznie z foliowymi siatkami. Kroki trzeba stawiać uważnie żeby nie wdepnąć na krowią albo kozią "minę".
Klimat starej części miasta jest niezwykły. Ciężko to opisać w kilku słowach czy zdaniach ale czuć tu specyficzną atmosferę uniesienia i radości. Niestety po wyjściu z gęstwiny wąskich uliczek gdzie nie docierają odgłosy klaksonów znowu trafiamy do wariatowa i ciężko wytrzymać natłok bodźców i hałas. Dlatego szybko wracamy do spokojnego gwaru nad brzegiem Gangesu. 
Zostaniemy tu na pewno kilka dni. Tym bardziej, że mieszkamy u hinduskiej rodziny, która sprawiła, że czujemy się jak u siebie. 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz